Film o chińskim państwie inwigilacyjnym. Niepokojąca opowieść o technologii, (auto)cenzurze i nadużyciach władzy w XXI wieku, które pandemia koronawirusa doprowadziła do przekroczenia wszelkich granic. W Chinach gromadzenie danych przyjęło karykaturalny obrót – państwo wie o obywatelach więcej niż oni sami. Nadzór nigdy nie ma tylko jednej twarzy. To mieszanka analizy zbiorów danych oraz systemu rankingu i cyfrowej kontroli, w którym można zdobywać i tracić punkty na podstawie dobrego lub złego zachowania.

"Koyaanisqatsi" to słowo pochodzące z języka Indian Hopi, które oznacza "życie szalone, życie w pędzie, życie, które trzeba zmienić". W filmie nie pojawia się żaden komentarz, nie ma narratora. Bohaterem jest nasza planeta - Ziemia, którą twórcy, z pewną dozą przestrogi, ukazują zestawiając ze sobą obraz dzikiej przyrody i pędzącego, chaotycznego miasta.

Termin "hipernormalizacja" został wymyślony przez rosyjskiego profesora antropologii w odniesieniu do paradoksalnej sytuacji - wszyscy w ZSRR wiedzieli, że ustrój upada, ale nikt nie mógł wyobrazić sobie alternatywy dla ówczesnego porządku. Dlatego politycy i obywatele byli zmuszeni do utrzymywania pozorów funkcjonującego społeczeństwa. W swoim filmie Adam Curtis stara się pokazać, w jaki sposób nastały obecne czasy zagubienia i niepewności, gdy ludzie u władzy są sparaliżowani i nie mają pojęcia, co robić dalej. Gdy na świecie dochodzi do zdarzeń, zdawałoby się, kompletnie poza kontrolą, od Donalda Trumpa i Brexitu, przez wojnę w Syrii i niekończący się kryzys migracyjny, po losowe ataki bombowe. Twórca tłumaczy nie tylko dlaczego dochodzi do tych zdarzeń, ale również to, dlaczego nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć. Film ukazuje, jak całe społeczeństwa Zachodu uciekają w uproszczoną i często fałszywą wizję świata.