Nie było jeszcze filmu, który tak, jak "Forrest Gump" Roberta Zemeckisa z porywającą kreacją Toma Hanksa odniósłby równy sukces kasowy i artystyczny. W ciągu trzech burzliwych dekad, Forrest zmienia się z lekceważonego inwalidy w gwiazdę amerykańskiego futbolu; z bohatera wojny w Wietnamie staje się królem krewetek; od honorów Białego Domu przechodzi w ramiona ukochanej. Jest odzwierciedleniem naszej epoki, ostatnim niewinnym w czasach, kiedy Ameryka utraciła swą niewinność. Serce podpowiada mu w sprawach, których nie ogarnia jego umysł. Jest człowiekiem zasad, a jego sukcesy inspirują wszystkich. "Forrest Gump". Oto historia pewnego życia.

Film składa się z pięciu nowel rozpoczynających się w pięciu różnych miejscach. Scenerią każdej z opowieści jest wnętrze taksówki, do której właśnie wsiada pasażer. W Los Angeles agentka filmowa jedzie taksówką prowadzoną przez młodą dziewczynę. W Nowym Jorku pasażer wsiada do taksówki prowadzonej przez emigranta z byłej NRD. W Paryżu kierowca wiezie ociemniałą dziewczynę. W Rzymie gadatliwy taksówkarz zagaduje na śmierć watykańskiego dostojnika. W Helsinkach do taksówki wpycha się pijany pasażer, który zapomniał, gdzie chce jechać.

W zimną, grudniową noc Ebba jedzie tramwajem, chcąc wrócić do domu, ale podróż przybiera nieoczekiwany obrót.

W trakcie przygotowań do nowej roli aktor (Morgan Freeman gra tu właściwie samego siebie) trafia do dzielnicy Los Angeles, zamieszkałej przez mniejszości narodowe. Ponieważ ma on zagrać menadżera sklepu, udaje się do jednego z nich. Tam spotyka dziwaczną sprzedawczynię. Para wyrusza w drogę, w której każde z nich poznaje osobliwy świat swego towarzysza.